Od kilku miesięcy popularność na świecie (w znacznie mniejszym stopniu w Polsce) zdobywają tzw. tablety, czyli komputery przenośne bez klawiatury, a jedynie z ekranem dotykowym. (Ich najbardziej znanym przykładem jest oczywiście iPad). Jako jedno z ich (niezbyt licznych) zastosowań podaje się możliwość wygodnego przeglądania stron internetowych, czytania kolorowych magazynów w wersji elektronicznej oraz e-booków, czyli książek. Co do pierwszych dwóch, mógłbym się ewentualnie zgodzić. Ale co do ostatniego – absolutnie nie, co nie powinno w sumie zaskakiwać. Długotrwałe męczenie oczu podążaniem za jednorodnym tekstem książki na dużym, świecącym i połyskliwym ekranie – połączone z trzymaniem w rękach urządzenia o nietrywialnym przecież ciężarze – trudno bowiem kojarzyć z jakimkolwiek komfortem.
Do czytania potrzeba więc urządzenia zarówno mniejszego, jak i bardziej do tego przystosowanego – choćby pod względem rodzaju wyświetlacza, bardziej imitującego rzeczywisty papier. Odpowiednie technologie istnieją już od ładnych kilku lat i zostały zastosowane w kilku produktach – z różnym skutkiem. Świeżym przykładem jest Kindle 3, którego to ostatnio sobie sprawiłem i w związku z tym pozwolę sobie podzielić się wrażeniami z jego użytkowania :)
Ale najpierw odpowiem na nasuwające się zapewne pytanie: a po co komuś coś takiego? Posiadanie przenośnego czytnika dokumentów tekstowych (w tym e-booków) okazuje się jednak bardzo przydatne, jeśli czytamy ich dużo lub jeśli często zdarza nam się przymusowe oczekiwanie w warunkach niepozwalających na wyciągnięcie “cięższego sprzętu” elektronicznego (przykładem takich sytuacji są chociażby przejazdy komunikacją miejską). Mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że możliwość lektury e-booka, dokumentacji, zachowanych wcześniej notek z blogów czy artykułów z sieci w komfortowej, niemęczącej oczu i rąk formie jest doprawdy bardzo wygodna.
Wśród urządzeń, które na to pozwalają, Kindle prezentuje się przy tym bardzo pozytywnie. Wrażenia wzrokowe po dłuższej lekturze są mniej więcej takie, jak po czytaniu kolorowego albumu drukowanego na śliskim papierze. Nie jest to jeszcze matowość kart książki znalezionej u dziadka na strychu, ale fakt ten w niczym nie przeszkadza :) Sam zastosowany tu e-papier posiada doskonały kontrast i ostrość obrazu, a jedyne obserwowalne odblaski (niezbyt duże) pochodzą jedynie z jego plastikowej osłonki. Ogólnie z urządzenia można korzystać tak, jak z tradycyjnej książki.
Lista formatów dokumentów, które Kindle obsługuje bezpośrednio lub pośrednio, jest ponadto całkiem długa. Są na niej zarówno pozycje specyficzne dla czytników (np. MOBI), jak i bardziej znane PDF czy HTML (ten pierwszy odczytywany jest z marszu). Wreszcie jest tu także łączność WiFi (opcjonalnie też 3G) i przeglądarka stron WWW oparta na silniku WebKit (tym od Safari lub Chrome) o zaskakująco dużych możliwościach. Dzięki niej – oraz za pomocą usługi Read It Later i autorskiego skryptu w PHP – udało mi się na przykład znaleźć eleganckie rozwiązanie pewnego use case‘a, który pojawia się niemal natychmiast po rozpoczęciu korzystania z czytnika. Chodzi mianowicie o szybkie zachowanie artykułu znalezionego w sieci (na zwykłym komputerze) do późniejszego przeczytania z użyciem Kindle. Oferowany w tamtejszej przeglądarce tryb Article Mode potrafi bowiem niezwykle skutecznie pozbyć się ze strony wszystkiego, co nie jest głównym tekstem, a samą treść sformatować w sposób eliminujący konieczność przewijania w poziomie.
Obecność w pełni funkcjonalnej przeglądarki przestaje być zaskakująca, gdy weźmiemy pod uwagę to, że Kindle – podobnie jak większość urządzeń elektronicznych bardziej złożonych od mikrofalówki – działa pod kontrolą odpowiednio zmodyfikowanego Linuksa. A to od razu rodzi pytanie co do ewentualnego… tworzenia aplikacji na tą platformę :)
Odpowiedź jest tu także dość typowa i brzmi: albo zhakuj urządzenia i zdobądź prawa roota (z wiadomym skutkiem dla gwarancji), albo użyj autoryzowanego SDK. Ta druga opcja na razie jest dostępna niestety tylko dla wybranych, gdyż SDK (zwane KDK) jest obecnie w fazie na wpół zamkniętej bety. Miejmy nadzieję, że prędko zostanie ono wydane publicznie – albo że przynajmniej moje zgłoszenie chęci udziału w testach zostanie rozpatrzone pozytywnie ;P