Jakiś tydzień temu naszła mnie ochota, by zagrać sobie znowu w “jedynie słusznego MMORPG-a”, czyli sławetny World of Warcraft. Ciężko powiedzieć, dlaczego, skoro przez prawie 10 miesięcy nie chciało mi się tykać tej gry nawet końcem małego palca… Pewnie dobrą wymówką będą wakacje – krótkie wprawdzie, ale jednak :)
Wnioski z ponownego odwiedzenia wirtualnego świata WoW są, ogólnie mówiąc, różne i ciekawe zarazem. Najważniejszą obserwacją jest chyba to, co ktoś nazwał coraz większym “zcasualowaniem się” tej gry, a ja określam mianem “syndromu zbliżającego się dodatku”. (Drugi expansion pack do tej gry wejdzie właśnie niedługo w fazę beta-testów, na które można się już zapisywać). W skrócie polega to na tym, iż wszystkie elementy gry określane zgrabnie jako endgame – czyli te najtrudniejsze i najbardziej wymagające – są teraz znacznie bardziej dostępne nie tylko dla 5 czy 10 procent hardcore‘owych graczy. Lokacje, które kiedyś wymagały dobrze skoordynowanej drużyny 10 lub 25 osób (raidy), najlepiej z jednej gildii, są teraz w zasięgu grup formowanych spontanicznie z graczy w gruncie rzeczy mniej lub bardziej przypadkowych.
Jest to w sumie naturalna kolej rzeczy, że dodawany na bieżąco przez twórców gry content z czasem się dewaluuje, co skutkuje wprowadzeniem nowych lokacji, bossów, itp. – i tak to się zasadniczo kręci :) Wielkim problemem chyba wszystkich MMORPG-ów jest jednak schematyczność, bowiem po pewnym czasie (czasem dłuższym – zwłaszcza w przypadku tak dopracowanej gry jak WoW) stwierdzić można, że to wszystko tak naprawdę już było. Trochę inaczej, ale duże analogie są jednak widoczne.
Recykling pomysłów jest zauważalny zwłaszcza w przypadku walk z bossami, co jest esencją każdego raidu. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że podstawowy schemat przebiegu takiej walki w klasycznym MMORPG-u typu fantasy wyróżnia trzy elementy, czyli role pełnione przez poszczególnych graczy:
Mało skomplikowane, prawda? W czystej wersji (zwanej wyjątkowo obrazowo tank & spank) byłaby to w istocie wielka nuda. Dlatego zawsze występują liczne dodatkowe atrakcje, których może być niewiele lub całkiem sporo, ale według mnie wpadają zawsze w jedną z czterech poniższych grup:
Jaki jest wniosek z tej nieco przydługiej wyliczanki? Ano taki, że w WoW-ie nowatorskie pomysły pojawiają się niestety coraz rzadziej. Spośród 17 przykładów, które mimochodem wymieniłem (tak, chodzi o te dziwne linki ;D), tylko cztery pochodzą z wydanego półtora roku temu pierwszego dodatku, The Burning Crusade. Wszystkie inne koncepty pojawiły się już w podstawowej wersji gry i są tylko użytkowane ponownie z niewielkimi zmianami.
Czy to oznacza niedaleki zmierzch jej popularności? To niewykluczone. Ale przecież zawsze pozostaje jeszcze rozgrywka typu Player vs Player. Tam tendencje są zgoła odwrotne – upraszczające, a najlepszych ich wyrazem są areny. Weźmy po prostu dwie drużyny składające się z 2, 3 lub 5 graczy i niech wygra lepsza. Mało oryginalne, ale zadziwiająco popularne :D
Adding comments is disabled.
Comments are disabled.