Dokumenty zawierające wstawione fragmenty kodu to zazwyczaj artykuły w sieci formatowane przy pomocy znaczników HTML. Rzadziej pojawia się potrzeba wstawienia listingu programu do tekstu edytowanego w pakiecie biurowym, ale jeśli już takowa zajdzie, to warto wiedzieć, jak to zrobić. A właściwie: jak to zrobić (w miarę) dobrze :)
Należy mianowicie pamiętać o tym, że poważne edytory tekstu pozwalają na zgrupowanie ustawień formatowania tekstu w postaci styli. Analogia do klas CSS jest tu dość znaczna, chociaż występują pewne drobne różnice. Jednak i tu, i tu mamy do czynienia z narzędziem, które powinno wykonywać większość pracy związanej z nadawaniem tekstowi wyglądu. Oczywiście miejscowe pogrubienia czy podkreślenia są więcej niż dopuszczalne, ale dla większych odstępstw w formatowaniu – które zwykle mają jeszcze uzasadnienie merytoryczne – należy korzystać z istniejących stylów lub definiować własne. Pod to kryterium podpada na pewno wstawianie do tekstu kawałków kodu.
Niestety, twórcy Worda z pakietu Office uznali najwyraźniej, że niepotrzebny jest predefiniowany styl dla kodu, więc trzeba go sobie stworzyć we własnym zakresie. Należy wówczas pamiętać o:
p
i br
w HTML. Wciśnięcie klawisza Enter dodaje nam jednak nowy akapit, co domyślnie oznacza również wstawienie sporego odstępu pionowego. Nie chcemy takiego odstępu w linijkach kodu. Dlatego powinniśmy uaktywnić opcję Nie dodawaj odstępu między akapitami o tym samym stylu w ustawieniach akapitu.Wszyscy zapewne wiedzą, że z okazji 15-lecia swojej obecności w Polsce Microsoft oferuje domową wersję pakietu biurowego Office 2007 za niecałe 200 złotych. Są w nim trzy klasyczne i najczęściej wykorzystywane programy, czyli Word, Excel i PowerPoint, oraz czwarta aplikacja – bardzo ciekawy wynalazek o nazwie OneNote. Za tę cenę (niektóre PC-towe gry kosztują niewiele mniej) to naprawdę doskonała okazja, więc oczywiście się na nią skusiłem :)
Najbardziej rzucającą się w oczy cechą tej wersji jeszcze rzecz jasna nowy interfejs, przypominający mi trochę paletę komponentów z Delphi (te same intensywne użycie zakładek). Początkowo dość ciężko się przyzwyczaić do braku paska menu i konieczności wybierania opcji z tej toolbaro-podobnej Wstęgi – jak ją MS ładnie nazwał – ale po jakimś czasie jest już nieco lepiej. Zdecydowanie ciężej nauczyć się obsługi np. edytora vi ;]
Pośród programów wchodzących w skład pakietu najbardziej tajemniczy był dla mnie czwarty z nich – OneNote. Okazało się jednak, że jest on z nich wszystkich najprzydatniejszy :) Śmiało mogę wręcz powiedzieć, że jest to aplikacja, o której marzyłem całe życie. Jest to coś w rodzaju menedżera umożliwiającego prowadzenie wirtualnego notesu. Zawarte w nim notki można katalogować wzdłuż, wszerz i w poprzek na wszystkie możliwe sposoby, a ponadto edytować w niezwykle swobodny sposób. Nic nie stoi na przykład na przeszkodzie, żeby po prostu kliknąć gdzieś na stronie i zacząć pisać. Potem można manipulować tak powstałymi polami tekstowymi, dodawać do nich obrazki, tabele, a nawet tekst z obrazków (przy pomocy modułu OCR). Generalnie jest to świetny program do spisywania pomysłów, wstępnych szkiców, projektów, przemyśleń, idei i w ogóle wszystkiego, co tylko przyjdzie nam do głowy. A dodatkowo wszystko to jest zapisywane automatycznie w określonym katalogu (domyślnie w Moich dokumentach) i nie rozłazi się po całym systemie.
I wszystko było cudownie, gdyby nie pewnie problemy przy… nazwijmy to, instalacji. No dobrze, powiem wprost – chodzi o pudełko, w którym kupuje się pakiet, a dokładniej o sposób jego otwarcia. Sprawa nie jest bowiem taka prosta, jako że spędziłem dobrym kilka minut szukając wskazówek na gładkiej powierzchni plastikowego prostopadłościanu o opływowych krawędziach. A rozwiązanie było całkiem proste: niczego się tu klasycznie nie otwiera, należy po prostu je odpowiednio… przekręcić :) Naciskamy po prostu na akcyzopodobną naklejkę na górze opakowania, przesuwamy je w prawo i voila, naszym oczom ukazuje się błyszcząca płyta DVD.
Mam nadzieję, że dzięki tej radzie ktoś zaoszczędzi sobie intensywnego główkowania, jak się do promocyjnego Office’a dobrać. A dobrać się naprawdę warto, bo taka okazja nie zdarza się często… Zapewne raz na 15 lat ;)