Porzekadło głosi, że w informatyce są tylko dwa trudne problemy: nazewnictwo, mechanizmy cache‘owania i pomyłki o jedynkę. Jeśli chodzi o jeden dwa ostatnie, to może przyjrzymy się im przy innej okazji… Dzisiaj chciałbym za to zająć się pierwszym z nich: dobieraniem odpowiednich nazw dla konstrukcji programistycznych, takich jak funkcje czy klasy.
Nie każda nazwa jest właściwa. O tej trywialnej prawdzie każdy pewnie przekonał się już dawno, zwłaszcza jeśli przechodził przez fazę zmiennych a
, b
, c
lub funkcji fun1
i fun2
. Zdaje się zresztą, że kiedyś była to powszechna przypadłość, co widać zwłaszcza w przypadku starych API *niksowych. Najwyraźniej jednak poszliśmy kolektywnie po rozum do głowy i dziś już nikt nie nazwie funkcji wait3
czy wait4
.
Nietrudno jest oczywiście wskazać podstawowy problem tego rodzaju nazw. Jakkolwiek jest on ściśle związany z długością, nie uzasadnia to automatycznie stwierdzenia, że wszystkie krótkie nazwy są złe. Żeby nie odchodzić daleko, wystarczy tylko spojrzeć na POSIX-owe, uniwersalne funkcje read
i write
. Ich nazwom nie brakuje dokładnie niczego; przeciwnie, próba dodania czegoś więcej wprowadzałaby tylko zamieszanie. readFromFileDescriptor
może i wskazywałaby wyraźnie na źródło danych, ale czy zupełnie poprawne użycie takiej funkcji na uchwycie sieciowego gniazda (socket) nie byłoby mylące? O jakim pliku
wtedy mówimy?
Naturalnie, w *niksach “wszystko jest plikiem” i należy o tym wiedzieć. Lecz skoro tak jest, to co zyskujemy przez dłuższą nazwę funkcji read
? Niby z czego innego niż z pliku mielibyśmy czytać?…
Dywagując na ten temat muszę koniecznie zaznaczyć, że nazwy zaśmiecone oczywistymi informacjami nie są wcale hipotetycznym problemem. Moim ulubionym przykładem – ze względu na swoją groteskową wręcz ekstremalność – jest poniższe wywołanie:
Ja wcale nie żartuję – tak w Objective-C (OSX/iOS) wygląda zastępowanie jednego ciągu w tekście innym. Zawsze chętnie wysłucham argumentów przekonujących o ekspresywności i opisowości podobnych nazw, ale nigdy nie uwierzę, że koderzy je rzeczywiście czytają. Zgaduję, że ich percepcja u statystycznego programisty polega na dostrzeżeniu “Repl
” lewym okiem i “ccurr
” prawym – albo coś w tym rodzaju. Jeśli mam rację, to nazwa ta jest znacząca w zaledwie 22 procentach; trudno to uznać za dobry stosunek sygnału do szumu.
Czy można było zrobić to lepiej? Zapewne – weźmy chociażby Javę:
Wygląda to całkiem dobrze. Okazuje się, że można użyć trzy razy krótszej nazwy i osiągnąć niemalże ten sam efekt, posługując się po prostu samą składnią języka (kolejnością parametrów i wartością zwracaną) zamiast długich tekstowych opisów.
Rozwlekłe nazwy – nawet jeśli camelCase czyni je znośnymi – nie zawsze są więc dobrą odpowiedzią. Czasami mogą one być równie nadmiarowe co niepotrzebne komentarze.