Sporo szumu zrobiła ostatnio informacja o tym, że pewien chatterbot (program udający rozmowę tekstową i/lub głosową) z sukcesem przebrnął przez test Turinga. Przebiła się ona nawet do mediów ogólnych, co zwykle oznacza jedną z dwóch rzeczy: albo wydarzenie jest naprawdę ważne, albo wybitnie wyolbrzymione.
Niestety, w tym przypadku mamy do czynienia raczej z tym drugim wariantem.
Dla porządku warto oczywiście przypomnieć, o co tu właściwie chodzi. Test Turinga był zaproponowany w pierwszej połowie zeszłego stulecia jako jedna z możliwości odpowiedzi na pytanie o to, czy komputery mogą “myśleć”. Ogólna idea jest tu bardzo prosta: jeśli maszyna będzie dla postronnego rozmówcy nieodróżnialna od człowieka, wtedy przechodzi test pozytywnie. Szczegóły dotyczą rzecz jasna dokładnego sposobu przeprowadzenia testu: medium komunikacji (np. konsoli tekstowej), dozwolonego czasu odpowiedzi, a przede wszystkim sposobu oceny – co obejmuje chociażby ilość sędziów i metodę ustalania werdyktu.
W przypadku Cleverbota mówimy o rezultacie trochę lepszym niż rzut monetą (ale statystycznie istotnym): 59.3% rozmówców uznało, że mają do czynienia z człowiekiem. W tym samym scenariuszu faktyczni ludzie uzyskiwali wynik… 63.3%. Najwyraźniej komputery są już całkiem blisko, by być lepsze od ludzi w… udawaniu ludzi :)
Czy jednak wynika z tego faktu cokolwiek znaczącego? Nawet jeśli uznamy, że rzeczywiście mamy tu do czynienia z pierwszym sukcesem w teście Turinga (bo diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach), to nie wydaje mi się, aby wydarzenie to było czymś więcej niż tylko historycznym symbolem. Mamy tu oczywiście do czynienia ze sztuczną inteligencją (AI), lecz jest ona podobnej klasy co programy do rozpoznawania obrazu i dźwięku, algorytmy szachowe czy systemy automatycznego wnioskowania w stylu 20Q. W każdym z tych przypadków chodzi o wykonywanie określonego zadania, które zazwyczaj lepiej wychodzi ludziom niż komputerom. Sposób zaatakowania problemu jest też zawsze taki sam i polega na rzuceniu na front odpowiednio dużej mocy obliczeniowej, opcjonalnie wspartej pokaźnym zbiorem danych.
Tak też robi Cleverbot, będący w gruncie rzeczy silnikiem do przeszukiwania bazy wiedzy w odpowiedzi na zapytania pisane w określonym języku (w tym przypadku angielskim). Został stworzony w konkretnym celu i okazał się być w swojej domenie wystarczająco dobry, by zacząć konkurować z ludźmi. Dokładnie tak, jak kiedyś Deep Blue – który przynajmniej nie twierdził, że jest jednorożcem ;]
W sobotę wziąłem udział w pierwszej konferencji Appspirina – wydarzeniu poświęconemu tworzeniu aplikacji mobilnych. Ta pierwsza edycja była współorganizowana przez polski GTUG i tematycznie była związana z platformą Android, więc przypadkowo w całości pokrywała się z moimi zainteresowaniami ;)
Cieszę się więc, że mogłem tam wystąpić, prezentując wykład na temat niektórych co bardziej zaawansowanych aspektów programowania interfejsu użytkownika w Androidzie. Omówiłem tam nieco rzadziej spotykane przypadki użycia takich typowych narzędzi jak zasoby (resources), układy kontrolek (layouts) czy też różne sposoby powiadamiania użytkownika o istotnych i mniej istotnych zdarzeniach.
Na facebookowej stronie inicjatywy powinno się już pojawić kilka zdjęć, a wkrótce powinien też zostać udostępniony film z każdego z (trzech) wykładów. Póki co zamieszczam dla potomności slajdy ze swojej własnej prezentacji :)
Zaawansowane programowanie UI na platformie Android [PL] (762.0 KiB, 13,403 downloads)
Wczoraj miałem okazję wziąć udział w imprezie Google I/O Extended 2011. W dużym skrócie polegała ona wspólnym oglądaniu (i późniejszej dyskusji) live streamu z konferencji Google I/O w San Fransisco, na której tytułowa firma prezentuje nowe rozwiązania technologiczne, mające pojawić się w powszechniejszym użyciu w najbliższych miesiącach. Nie będę specjalnie rozwodził się na temat treści tych prezentacji, bo można się do nich z łatwością dostać, czytając niusy z dowolnego serwisu technologicznego. Wspomnę tylko o ciekawostkach, które szczególnie zwróciły moją uwagę, a są to:
Całość imprezy Google I/O Extended 2011 była organizowana przez Google Technology User Group (GTUG) i było to pierwsze poważne wydarzenie pod auspicjami tej grupy. Skorzystam w tym miejscu z okazji i pozwolę sobie na zachęcenie wszystkich mieszkających w jednym z trzech miast z GTUG-iem (Warszawa, Kraków, Poznań) do zainteresowania się działaniami grup i eventami, które będą przez nie organizowane. Zawsze można się czegoś ciekawego dowiedzieć, a może też wyjść z jakimiś fajnymi gadżetami ;-)
Jak obiecałem wcześniej, zamieszczam pracę na compo, którą podczas konferencji IGK stworzyła moja drużyna, czyli Rzeźnicy Inc., i otrzymała za nią drugą nagrodę.Tematem był Temple Guardian, a więc strażnik świątyni i tego tematu trzymaliśmy się dość literalnie. Oto mamy bowiem odwieczną i pradawną świątynię, z której ów strażnik – którym jest Zuo (koniecznie z wielkiej litery ;]) – próbuje wypełznąć i zawładnąć światem. Śmiertelnicy próbują go powstrzymać, aktywując magiczne pieczęcie dokoła świątyni, lecz nasz uroczy bohater może ich bez trudu skonsumować :)
W grze sterujemy mackami potwora ze świątyni, korzystając z faktu, że podążają one za kursorem jeśli wciśniemy lewy przycisk myszy. Rzeczonymi mackami możemy zjadać przeciwników, zyskując ich czaszki; po uzbieraniu pięciu dostajemy kolejną mackę. Nie jest jednak prościej, bo wraz z upływem czasu tempo pojawiania się wrogów rośnie. Próbują oni aktywować pieczęcie, stając na nich, do czego nie możemy oczywiście dopuścić. Sami zaś powinniśmy wypijać energię z magicznych źródełek wokół świątyni, aby napełnić pasek mocy. Jeśli nam się to uda, wszyscy wrogowie znikają (niestety, przechodzenie do następnego etapu nie zostało zaimplementowane :)).
[2011-03-27] Temple of ZUO (5.8 MiB, 2,546 downloads)
Dodatkowo w pliku config.cfg możemy ustalić opcje gry: rozdzielczość ekranu, tryb fullscreen lub okienkowy oraz głośność muzyki.
Zamieściłem galerię zdjęć, które wykonałem podczas wspomnianego parę dni temu wyjazdu do Zurychu. Niestety najbardziej interesującej części – czyli wnętrza siedziby Google – nie da się fotografować :( Reszta jednak też jest chyba całkiem interesująca… no, przynajmniej mam taką nadzieję :)
Niejako przy okazji zdecydowałem się na przeniesienie galerii do serwisu Picasa. Zrobiłem tak głównie dlatego, iż wtyczka do WordPressa, której używałem do tej pory, zaczęła mnie nieco irytować pod względem łatwości użytkowania (a raczej jej braku).
Uploadowanie zdjęć na Picasę i ich organizowanie jest z drugiej całkiem łatwe i przyjemne. Jak na razie jedyną wadą, którą tam znalazłem, jest brak możliwości hierarchicznego grupowania albumów w kategorie. Wydaje mi się jednak, że przy tej mizernej ilości obrazków i zdjęć, które zamieszczam, nie będzie ona żadnym problemem :)
Tak się akurat złożyło, że po zakończeniu konferencji IGK w Siedlcach nie było mi dane wrócić prosto do domu. To znaczy formalnie wróciłem na jakąś godzinę, ażeby potem jednak udać się w kolejną podróż. Tym razem trochę dalszą. Dokładniej mówiąc: do Zurychu.
Wyprawa ta charakter częściowo turystyczny, do czego – jak dość szybko zdążyłem zauważyć – miejsce to nadaje się wręcz doskonale. Miasteczko (bo miastem raczej bym tego mimo wszystko nie nazwał ;P) położone jest w urokliwej alpejskiej dolince. Ma na wyposażeniu długie jezioro przecinane trasami promów i otoczone wyrastającymi ze zboczy domkami. Pora roku nie jest wprawdzie odpowiednia ani na sporty zimowe ani wodne (panuje tu obecnie wczesno-środkowa wiosna), ale i tak jest tu bardzo przyjemnie. Okolica wybitnie nadaje się na długie spacery, z czego pewnie postaram się w wolnych chwilach korzystać :)
Tych wolnych chwil będzie w sumie sporo, bo zasadniczy biznes będący przyczyną mojej wizyty w Szwajcarii mam już właściwie za sobą. Wizyta w siedzibie Google to jedno z ciekawszych wydarzeń, jakie miałem okazję ostatnio doświadczyć i pewnie zapamiętam ja na długo… Chyba że jakimś dziwnym zrządzeniem układów gwiazd uda mi się tam powrócić, tym razem na dłużej ;-) Tak czy siak polecam wybranie się tam każdemu, kto tylko ma ku temu okazję. Samo pobieżne rozejrzenie się po różnych zakamarkach budynku (a właściwie trzech) było warte spędzenia półtorej godziny w ciasnym fotelu w samolocie ;)
Kolejna konferencja IGK zakończyła się wczoraj tradycyjnym konkursem zespołowego programowania gier Compo. Podobnie jak w zeszłym roku startowało wiele zespołów, w tym także i mój, czyli Rzeźnicy Inc. ;) I podobnie jak zawsze, wszyscy starali się zakodować jak najlepiej wyglądające, najbardziej grywalne, najoryginalniejsze i w ogóle najlepsze gry. Naturalnie nie wszystkim się to udało, ale akurat w przypadku mojej drużyny rezultat był chyba całkiem niezły. W każdym razie zasłużył na drugie miejsce, czyli analogicznie jak w zeszłym roku. Krótko mówiąc: trzymamy poziom :)
W najbliższych dniach postaram się zamieścić na stronie jakąś grywalną wersję naszej pracy.