Właśnie się dowiedziałem, że dzisiaj właśnie przypada Dzień Programisty. A to dlatego, że dziś jest dokładnie 256-ty dzień roku, a znaczenia tej liczby chyba nie trzeba wyjaśniać. Wprawdzie taka okazja mogłaby pasować chyba do każdej informatycznej profesji, ale i tak uważam ją za o niebo lepszą chociażby od rocznicy urodzin naszego tzw. patrona św. Izydora czy innych tego typu pomysłów.
Mamy zatem święto koderów i należałoby je uczcić w jakiś nietypowy sposób. W pierwszej chwili pomyślałem, że tego odmiany mógłbym dla odmiany… nie napisać ani jednej linijki kodu. Niestety, ta sposobność przepadła kilka godzin wcześniej :) A może wobec tego wcielić w życie sentencję głoszącą, iż święto trzeba uczcić pracą? :)
Niezależnie od ich własnych pomysłów na obchodzenie tego dnia, życzę wszystkim programistom oraz tym, którzy dopiero do tego miana aspirują, przede wszystkim powodzenia w realizacji wszelkich koderskich zamierzeń. Wiadomo, że do wszystko dochodzi się głównie ciężką pracą i odpowiednią motywacją, ale czasami przydaje się ta odrobina szczęścia, na którą nie mamy wpływu. Niech dzisiaj (i nie tylko dzisiaj) to szczęście sprzyja wszystkim programistom, aby ta ilustracja po prawej jak najmniej do nas pasowała ;]
Początek września to czas, w którym dużo się dzieje i dużo jest do zrobienia. Liście przestają się trzymać drzew, więc służby oczyszczania miasta mają co robić. Telewizje wprowadzają nowe ramówki, więc ich – nieliczni i wciąż ubywający – widzowie też mają co robić (i oglądać). Aha, no i oczywiście rozpoczyna się nowy rok szkolny, więc i uczniowie, i ich rodzice, i nauczyciele znów mają co robić.
Aczkolwiek jeśli chodzi o to ostatnie wydarzenie, to już od paru miesięcy wszyscy mieli się nad czym zastanawiać. Dylemat dotyczy głównie osobliwej i narzuconej odgórnie ‘mody’ na tzw. stroje jednolite. To oczywiście tylko jeden element wątpliwej jakości spuścizny po poprzednim ministrze edukacji, o którym napisano już jednak tyle, że chyba nie trzeba nic więcej dodawać :)
Na całe szczęście jako student już od trzech lat jestem całkowicie odporny na wszelkie pomysły osób zasiadających na tym stanowisku. I chociaż po drodze musiałem przetrwać inne “ciekawe” zmiany, jak choćby wprowadzenie gimnazjów czy nową maturę, wydaje mi się, że były one o wiele łatwiejsze do przełknięcia niż to, co jest serwowane uczniom w tym roku.
Wszystkim zmuszonym dzisiaj do marszu do szkół życzę więc powodzenia, a reszcie kształcących się – udanego ostatniego miesiąca wakacji :)
Jak donosi Rzeczpospolita, w myśl precedensowego orzeczenia Sądu Najwyższego, serwisy internetowe należy traktować tak samo jak… prasę. Jeżeli tylko strona jest aktualizowania częściej niż raz na rok, podpada pod bycie czasopismem i jako takie powinna być zarejestrowana. Jeżeli zaś nowe treści pojawiają się na niej częściej niż co tydzień, wówczas jest już w myśl tego orzeczenia dziennikiem.
Absurd? Oczywiście. Nie pierwszy raz zresztą w naszym pięknym kraju powstaje prawo, które z logiką i zdrowym rozsądkiem ma niewiele wspólnego. Tak przynajmniej wydaje się na pierwszy rzut oka. Pomyślmy na przykład o sytuacji, w której istnieje strona dynamicznie generowana po stronie serwera – za każdym razem z inną zawartością – którą autor porzucił kilka lat wcześniej; czy ona nadal jest dziennikiem? A gdzie się “kończy” jeden serwis internetowy, a “zaczyna” drugi? To przecież niezbędne do określenia, ile tytułów należy zarejestrować! A jak określić nakład takiego “tytułu prasowego”? I tak dalej, i tak dalej…
Pomińmy to jednak i zastanówmy się, jakie konsekwencje miałoby zarejestrowanie wszystkich serwisów internetowych jako czasopism lub dzienników. Przede wszystkim nikt nie mógłby prowadzić np. anonimowego bloga, bo po jego nazwie z łatwością można by dotrzeć do “redaktora naczelnego”. Mit anonimowości w sieci jest naturalnie już dawno tylko mitem, jednak obecnie dotarcie do autorów treści publikowanych w Internecie wymaga interwencji służb porządkowych, zatem dotyczy tylko treści zabronionych przez prawo. W sytuacji gdy serwis jest tytułem prasowym, każdy może dotrzeć do tej informacji.
Ale to jeszcze nie wszystko. Najciekawiej wygląda połączenie pomysłu rejestracji stron jako prasy z utrąconym na szczęście projektem ustawy lustracyjnej. Zawarta w niej definicja dziennikarze obejmuje każdego, kto kiedykolwiek przesyłał jakiekolwiek materiały dowolnemu tytułowi prasowemu… Czy zamieszczanie niusów, komentowanie artykułów czy nawet wypowiadanie się na forum dyskusyjnym jest takim “dostarczaniem materiałów”? Jeśli serwisy internetowe są tytułami prasowymi, to czemu nie?
Tak oto wszyscy mogliśmy nagle stać się dziennikarzami. Pomyślmy, jakie wrażenie wywierałaby wtedy taka oto pozycja w CV:
2004 – 2007: intensywnie komentowałem wszelkie artykuły w Onet.pl jako czuly_wojtek
Kariera gwarantowana ;]
Jedyne co chciałbym zrobić w niniejszej notce, to bezwstydnie się pochwalić :) Sądzę bowiem, że okazja jest najzupełniej wystarczająca. Wprawdzie mam już za sobą maturę i cztery sesje egzaminacyjne na studiach, jednak muszę przyznać, że były one z spacerkiem w porównaniu z egzaminem na prawo jazdy :]
Na szczęście wczoraj udało mi się przejść i przez to – za drugim razem! Skutek jest oczywiście taki, że po tym wydarzeniu niezbyt bezpieczne polskie drogi staną się pewnie jeszcze gorsze ;D