I had a pretty crazy period for the last week or so, and actually I still have a lot of the boring “real life” stuff to care of. Guess that’s what happens when you are switching states a little too often, at least for most practical purposes. I’m sure it will make for a good wrap-up post at the end of the year, but for now I find it a bit hectic.
Furthermore, it’s not only about getting around in a completely different country and surrounding – even considering how much the lush Dutch plains differ from alpine Switzerland. Mostly it comes to the fact that I have a lot of stuff to absorb, and make myself comfortable with, in order to get up-and-running in the new company I’ve found myself in.
So yeah, it happens that I’ve got a new job, and this one is actually pretty special. While it’s obviously about making nice and useful things technology and code, this time the scope and scale of it all is admittedly quite humbling. For the past few days of running between various different classes and talks, I feel less like a somewhat experienced developer, and more like a freshman at Hogwarts.
I hope, of course, that I will catch up on those new tricks before too long. But even if I fail to do six impossible things in the morning, I can still grab some lunch from the restaurant at the end of the universe :)
Zamieściłem galerię zdjęć, które wykonałem podczas wspomnianego parę dni temu wyjazdu do Zurychu. Niestety najbardziej interesującej części – czyli wnętrza siedziby Google – nie da się fotografować :( Reszta jednak też jest chyba całkiem interesująca… no, przynajmniej mam taką nadzieję :)
Niejako przy okazji zdecydowałem się na przeniesienie galerii do serwisu Picasa. Zrobiłem tak głównie dlatego, iż wtyczka do WordPressa, której używałem do tej pory, zaczęła mnie nieco irytować pod względem łatwości użytkowania (a raczej jej braku).
Uploadowanie zdjęć na Picasę i ich organizowanie jest z drugiej całkiem łatwe i przyjemne. Jak na razie jedyną wadą, którą tam znalazłem, jest brak możliwości hierarchicznego grupowania albumów w kategorie. Wydaje mi się jednak, że przy tej mizernej ilości obrazków i zdjęć, które zamieszczam, nie będzie ona żadnym problemem :)
Tak się akurat złożyło, że po zakończeniu konferencji IGK w Siedlcach nie było mi dane wrócić prosto do domu. To znaczy formalnie wróciłem na jakąś godzinę, ażeby potem jednak udać się w kolejną podróż. Tym razem trochę dalszą. Dokładniej mówiąc: do Zurychu.
Wyprawa ta charakter częściowo turystyczny, do czego – jak dość szybko zdążyłem zauważyć – miejsce to nadaje się wręcz doskonale. Miasteczko (bo miastem raczej bym tego mimo wszystko nie nazwał ;P) położone jest w urokliwej alpejskiej dolince. Ma na wyposażeniu długie jezioro przecinane trasami promów i otoczone wyrastającymi ze zboczy domkami. Pora roku nie jest wprawdzie odpowiednia ani na sporty zimowe ani wodne (panuje tu obecnie wczesno-środkowa wiosna), ale i tak jest tu bardzo przyjemnie. Okolica wybitnie nadaje się na długie spacery, z czego pewnie postaram się w wolnych chwilach korzystać :)
Tych wolnych chwil będzie w sumie sporo, bo zasadniczy biznes będący przyczyną mojej wizyty w Szwajcarii mam już właściwie za sobą. Wizyta w siedzibie Google to jedno z ciekawszych wydarzeń, jakie miałem okazję ostatnio doświadczyć i pewnie zapamiętam ja na długo… Chyba że jakimś dziwnym zrządzeniem układów gwiazd uda mi się tam powrócić, tym razem na dłużej ;-) Tak czy siak polecam wybranie się tam każdemu, kto tylko ma ku temu okazję. Samo pobieżne rozejrzenie się po różnych zakamarkach budynku (a właściwie trzech) było warte spędzenia półtorej godziny w ciasnym fotelu w samolocie ;)