Sprzętowe odkrycie zeszłego roku – tablety – to wynalazek, którego użyteczność wciąż wymykała się moim zdolnościom poznawczym. Ponieważ jednak staram się zwykle być jak najdalej od negowania czegoś, czego do końca mogę nie rozumieć, chciałem już od dość dawna przyjrzeć się sprawie nieco bliżej. Za bliższe poznanie nie może niestety uchodzić kilkadziesiąt minut raczej bezładnego mazania po ekranie iPada (w obu wersjach), zatem postanowiłem na czas świątecznego weekendu wypożyczyć z pracy inne urządzenie tego rodzaju: Motorolę Xoom. Po kilku dniach korzystania z tego gadżetu sądzę, że już mniej więcej rozumiem zamysł stojący za tego typu sprzętem.
I właśnie tym cennym odkryciem chciałem się dzisiaj podzielić :)
Z wierzchu Xoom przypomina nieco pierwszego iPada. Różnica polega na czarnej i nieco cieńszej obudowie oraz większym aspekcie ekranu. W środku rzecz podobno również prezentuje się całkiem nieźle, ale w tym przypadku o wiele ważniejsze niż suche parametry podzespołów jest to, jak ów sprzęt został wykorzystany.
Jak wiadomo, tablet ten jest pierwszym modelem pracującym pod kontrolą systemu Android w wersji 3.0, znanego pod nazwą Honeycomb i przygotowanego specjalnie z myślą o tego typu urządzeniach. Muszę przyznać, że widać to od razu. O ile w przypadku iPada ciężko pozbyć się odczucia, iż mamy do czynienia z przerośniętą wersją telefonu, o tyle tutaj look & feel jest raczej netbookowo-laptopowy. W stylistyce rodem z nowego Trona mamy bowiem system z faktyczną wielozadaniowością (i przełącznikiem programów w stylu “dużych” OS-ów), paskiem notyfikacji podobnym do windowsowego traya… no i pulpitem.
Pulpit zasługuje na większą uwagę oczywiście ze względu na możliwość umieszczania na nim widżetów. Korzystając ze sporej przestrzeni tabletu, możemy mieć na jednym ekranie chociażby wszystkie ważne (i nieważne) powiadomienia: przychodzące maile, nowości w obserwowanych kanałach RSS, aktualności z serwisów społecznościowych, że o oczywistościach w rodzaju zegara i pogody nie wspomnę. Ba, istnieją nawet pulpitowe gadżety do… monitorowania statusu systemów continuous integration :D Widać więc, że przy większym ekranie ta funkcja Androida staje się o wiele bardziej użyteczna.
Tak się złożyło, że mój pierwszy dłuższy kontakt z Xoomem przypadł na kilkugodzinną podróż pociągiem. W takich warunkach (o ile mamy szczęście siedzieć, rzecz jasna ;]) tablet to bardzo miły umilacz czasu. Jednym z koniecznych warunków jest aczkolwiek dostęp do Internetu, co jednak można sobie w miarę łatwo zapewnić, zamieniając telefon w hotspot Wi-Fi. Smartphone, który coś takiego potrafi, wydaje się więc niezbędnym dodatkiem do tabletu nieposiadającego wbudowanego modułu 3G.
Zapewniwszy sobie okno na świat, zbadałem możliwości wbudowanej przeglądarki. Te okazały się całkiem spore, zwłaszcza po uzupełnieniu jej o najnowszą wersję wtyczki do Flasha. Faktem jest jednak, że wydajność tego ostatniego pozostawia wiele do życzenia, zwłaszcza w przypadku bardziej skomplikowanych gier. W część z nich zresztą nie da się pograć z braku “oczywistych” peryferiów takich jak klawiatura czy myszka. No, ale przynajmniej można spróbować ;P
Jeśli chodzi o zwyczajne strony WWW, to niespecjalnie jest się tu do czego przyczepić. Wszystko działa w miarę płynnie i szybko, a dzięki paskowi kart przeglądanie jest prawie tak samo wygodne jak na tradycyjnym komputerze. Trochę irytujące jest jedynie to, że wiele stron z jakiegoś powodu (zgaduję, że chodzi o słówko ‘Android’ w nagłówku User-Agent) serwuje z początku swoje wersje mobilne zamiast pełnych. W niektórych przypadkach nie ma to jednak specjalnego znaczenia – jak choćby wtedy, gdy chcemy po prostu przeczytać jakiś artykuł.
A czytać się jak najbardziej da, i to całkiem wygodnie, zwłaszcza w orientacji pionowej. Nie jest to wprawdzie ten sam komfort dla oczu, który dają czytniki z e-papierem, ale do dłuższych tekstów na stronach internetowych tablet jest zupełnie niezłym rozwiązaniem. Akurat w przypadku Xooma pewnym problemem jest jego ciężar – większy niż drugiego iPada. W zamian mamy tutaj dłuższy i większy ekran, na którym łatwiej jest śledzić kolejne linijki tekstu.
Przeglądarka to ważna rzecz, lecz na tym możliwości tabletu – bądź co bądź wyrobu komputeropodobnego – nie powinny się rzecz jasna kończyć. Dlatego wyruszyłem na poszukiwanie innych aplikacji i natrafiłem między na mapy: Google Maps i Google Earth (tę drugą trzeba ściągnąć z Marketu). Trzeba przyznać, że na dużym ekranie prezentują się naprawdę imponująco, obsługuje się je też znacznie wygodniej niż na telefonie. Obawiam się tylko, że w rzeczywistej sytuacji w terenie to ostatnie urządzenie byłoby jednak trochę bardziej poręczne ;)
Ze standardowych aplikacji dobrze prezentuje się też poczta Gmail. A skoro już o pisaniu maili mówimy, to można wspomnieć o tym, czy dotykowa klawiatura na 10-calowym ekranie jest używalna. Otóż jest. Nie należy się wprawdzie spodziewać cudów, lecz przy odrobinie wprawy w orientacji poziomej da się pisać w porywach nawet czterema palcami ;-) Jako ciekawostkę odnotowuję… smiley :-) posiadający osobny klawisz. Podobnych udogodnień dla xD oraz skrótów LOL, ROTFL, OMG i WTF niestety nie stwierdzono :P
Na pokładzie domyślnie mamy też aplikację Youtube, prezentującą się więcej niż dobrze. To zresztą zrozumiałe, bo oglądanie filmów to ponoć kolejne typowe zastosowanie tabletów. Akurat Xoom ma tu tę przewagę, że wyjście HDMI pozwala w warunkach domowych podłączyć go do jakiegoś bardziej sensownego ekranu. W podróży ekran samego urządzenia sprawdza się jednak całkiem dobrze.
Od oglądania filmów naturalnie przechodzimy do innego rodzaju rozrywki, czyli do gier. Idea grania na ekranie dotykowym nie jest taka szalona, jakby się to na pierwszy rzut oka wydawało. Warunkiem jest odpowiedni sposób sterowania: poprzez odpowiednie “kontrolki” obsługiwane najczęściej kciukami albo dotykanie samego obszaru gry. O tym, iż takie rozwiązanie się sprawdza, może świadczyć ilość produkcji przeznaczonych na iPada, którego spokojnie można uznać za bardzo liczącą się platformę do gier. I nie chodzi tu bynajmniej tylko o casuale.
W przypadku Androida jest z tym dużo, dużo gorzej. Gier dedykowanych specjalnie na tablety właściwie brak. Liczyć można jedynie na te tworzone z myślą o telefonach. A dokładniej na to, że na większym ekranie będą prezentowały się równie dobrze, będą oferowały podobnie znośny sposób sterowania i że czterokrotne rozciągnięcie ekranu nie uczyni rozgrywki zbyt trudną.
Takie oczekiwania na pewno będą zawiedzione, prawda?… Zaskakujący jest fakt, że wcale niekoniecznie. Co więcej, sporo gier – prawdopodobnie w sposób zupełnie niezamierzony przez twórców – o wiele bardziej pasuje do dużego ekranu tabletu niż do małego wyświetlacza telefonu. Oczywiście istnieje też druga strona medalu: mnóstwo gier prawie w ogóle nie wykorzystuje dodatkowej przestrzeni w żaden sensowny sposób poza rozciągnięciem swojej grafiki na cały obszar wyświetlania. A są też aplikacje, które nie robią nawet tego i rysują się w prostokątnej miniaturce, co jest wyłącznie karygodnym przeoczeniem ich twórców.
Gry na Xoomie: Cordy, Gun Bros, Glow Hockey, Rocket Bunnies
Jeżeli nie mamy szerokiego wachlarza gier dedykowanych na androidowe tablety, to może przynajmniej pod względem aplikacji użytkowych jest lepiej? W tej kwestii mam tradycyjne dwie wiadomości: dobrą i złą. Zła jest taka, że aplikacji zbudowanych specjalnie pod Honeycomba jest jak na lekarstwo. Dobrą wiadomością jest natomiast to, iż – podobnie jak w przypadku gier – wiele programów napisanych z myślą o telefonach nieźle radzi sobie z wykorzystaniem dodatkowej przestrzeni. Znacznie rzadsze są aczkolwiek przypadki takich programów jak czytnik niusów Pulse, którego dopiero na dużym ekranie daje się używać z przyjemnością.
Faktyczny brak dedykowanych aplikacji to oczywiście spory minus, jednak w sumie nie przejmowałbym się tym zbytnio, przynajmniej na razie. Z czasem ich liczba powinna wzrosnąć. Poza tym warto też zauważyć, że nawet z wachlarzem aplikacji przeznaczonych oryginalnie dla telefonów nie ma problemu, by z Xooma (czy każdego innego androidowego tabletu) łatwo zrobić urządzenie dorównujące funkcjonalnością typowemu netbookowi: z przeglądarką, pocztą, komunikatorami, czytnikami niusów, i tak dalej. No, a przynajmniej dzielnie z nim konkurujące, bo – jak dotąd – aplikacji zastępującej fizyczną klawiaturę wciąż nie stwierdzono ;)
Skoro opisałem już z grubsza, co takiego Xoom może robić, zajmę się jeszcze inną ważną kwestią: jak to robi. Wspominałem, że sprzętowo urządzenie to prezentuje się bardzo dobrze, więc oczekiwalibyśmy płynnego działania systemu i aplikacji. Bez zbytniego czepialstwa można powiedzieć, że tak istotnie jest. Jeśli jednak czepiać się zaczniemy, to drobne lub nawet większe przycinki dają się zauważyć dość łatwo. Tablet ten zdecydowanie nie jest tak responsywny (fuj, co za okropne słowo) jak iPad. Widać po prostu, że wielość aplikacji i usług pracujących w tle ma swój negatywny wpływ na działanie programu na pierwszym planie. Wydaje mi się, że pod tym względem system dużo by zyskał, gdyby działał na nim nieco agresywniejszy scheduler, który zarówno w skali mikro (podział kwantów czasu), jak i makro (decydowanie, które procesy ubić) przeznacza więcej zasobów na aplikację, z którą użytkownik aktualnie pracuje.
Drugą, znacznie nieprzyjemniejszą cechą tabletowego Androida jest niestabilność niektórych programów, wliczając w to również te kluczowe. Regularnie wiesza się i wysypuje chociażby przeglądarka, co jest o tyle denerwujące, że po ponownym uruchomieniu nie przywraca ona poprzednio otwartych kart (!). Podobne problemy sprawia aplikacja dostępowa do Marketu. Odnotowałem też problemy z oficjalną aplikacją Facebooka, klientem Jango i kilkoma innymi popularnymi programami. Krótko mówiąc, nad Honeycombem przydałoby się jeszcze trochę popracować.
Czas na podsumowanie, Mimo dość poważnych niedoróbek wyliczonych powyżej, moje ogólne wrażenia z użytkowania Xooma jako takiego są raczej pozytywne. Przed tabletową wersją Androida jest jednak jeszcze dość długa droga, zarówno jeśli chodzi o doszlifowanie samego systemu, jak i o powstanie odpowiednio dużej liczby aplikacji. Patrząc na rozwój tej platformy na smartphone‘ach nie sądzę aczkolwiek, żeby miało to trwać jakoś zatrważająco dużo czasu. Trzeba jednak pamiętać, że konkurencja nie śpi i nie zasypia jabłek… tzn. gruszek w popiele :)
A co z kwestią przydatności i sensowności tabletów w ogóle? Cóż, po bliższym zapoznaniu z Xoomem mam na ten temat nieco przychylniejszą opinię. Nie da się oczywiście ukryć, że tego rodzaju gadżet nikomu nie jest niezbędny, bo pod względem funkcjonalności i użyteczności zastępuje go chociażby kombinacja e-czytnika z laptopem. Zdaje sobie jednak sprawę, że wiele osób nie posiada ani jednego, ani drugiego, a ich jedyny sprzęt komputerowy to pecet biurkowy lub mało mobilny, duży notebook, przy którym spędzają niewiele czasu i to głównie na czynnościach – nazwijmy to – komunikacyjno-rozrywkowych ;) Dla takich mało stechnicyzowanych osób tablet może być bardzo dobrym, bo idealnie wpasowującym się w ich potrzeby wyborem.
W przypadku geeków sprawa jest natomiast bardziej skomplikowana, i to nawet jeśli mówimy o fanach produktów Apple. Potrzeba posiadania tabletu jest co najmniej nieoczywista, jako że wśród argumentów można znaleźć niewiele więcej niż “Bo to fajne”. Oczywiście upodobanie do gadżetów do powód tak samo dobry jak każdy inny, ale trzeba pamiętać, że ta przyjemność kosztuje kilkaset dolarów ;)
Podsumowując to podsumowanie mogę stwierdzić, że jeśli ktoś odczuwa palącą potrzebę posiadania tabletu w tej chwili, to polecałbym mu zdecydowanie bardziej iPada (drugiego rzecz jasna) niż na przykład Xooma – także ze względu na oficjalną niedostępność tego drugiego w Polsce. Jeżeli jednak mamy w tym zakresie jakiekolwiek wątpliwości, to proponuję poczekać przynajmniej kilka miesięcy – choćby po to aby zobaczyć resztę androidowych tabletów, które mają w tym roku wejść na rynek. Może w międzyczasie ktoś znajdzie dla takich urządzeń jakieś prawdziwe zastosowanie ;-)
Mógłbyś podać kilka brakujących argumentów za wybraniem iPada (oprócz braku na polskim rynku)? Swoje zdanie już mam ale ciekawi mnie również opinia innych. :)
Tablet z założenia ma mieć dość ograniczoną funkcjonalność i służyć do przeglądania szeroko pojętych mediów oraz rozrywki. iPad ma tutaj znaczącą przewagę w postaci nieporównywalnie większej liczby aplikacji służących jednemu i drugiemu (choćby mnóstwo tabletowych wersji przeróżnych magazynów, znacznie większa liczba gier, itp.). Oczywiście są też minusy (np. trudności w uploadowaniu własnych plików wideo/audio – o ile wiem nadal trzeba to robić poprzez iTunes), ale wydaje mi się, że w tym przypadku zalety przeważają nad wadami.
Naturalnie z czasem ta dysproporcja w liczbie aplikacji będzie się zmniejszać, lecz zarówno w notce jak i w tym komentarzu miałem na myśli przede wszystkim czas teraźniejszy.