Będąc w zgodzie z podzielanym przez siebie poglądem o kluczowej a często niedocenianej roli “małych” algorytmów, dzisiaj wezmę pod lupę funkcję do łączenia napisów, znaną większości jako join
. Ta przydatna operacja występuje w wielu językach i bibliotekach, a jej brak w pozostałych jest zwykle wyraźnie odczuwalny (tak, Java, o tobie mówię). Dobrze użyty join
– zwłaszcza w połączeniu z pewnymi specyficznymi mechanizmami językowi – potrafi zapobiec pisaniu niepotrzebnych pętli, znacząco redukując code bloat.
Ale po kolei. join
to operacja polegająca na złączeniu kolekcji napisów w jeden, odpowiednio sklejony łańcuch. Łączenie polega na tym, że w wyniku pomiędzy elementami kolekcji wstawiony jest pewien określony ciąg (“klej”). Najlepiej widać to na przykładzie:
Łatwo zauważyć, że join
jest w gruncie rzeczy przeciwieństwem funkcji split
, którą nieprzypadkowo kiedyś już opisywałem :)
W czym przejawia się przydatność tej operacji? Przede wszystkim rozwiązuje ona “problem ostatniego przecinka” przy wypisywaniu list. Tradycyjnie obchodzi się go mniej więcej tak:
for (int i = 0; i < (int)strings.length(); ++i) {
std::cout << strings[i];
if (i + 1 < (int)strings.length()) std::cout << ", ";
}[/cpp]
Instrukcja if
w tej pętli nie jest oczywiście szczytem elegancji. Gdybyśmy mieli tu funkcję join
wszystko byłoby o wiele czytelniejsze:
std::cout << join(", ", strings);[/cpp]
Drugą zaletą join
a jest jego dobra współpraca z modnymi ostatnio, funkcyjnymi rozszerzeniami wielu języków, pozwalająca w zwięzły sposób przetwarzać kolekcje obiektów. Jeśli na przykład mamy słownik (tudzież mapę/hash), to zamiana go na tekstowy odpowiednik klucz=wartość jest prosta:
Oczywiście jest tak wówczas, gdy na widok słowa kluczowego lambda
nie uciekamy z krzykiem ;-)
Na koniec tej krótkiej pogadanki wypadałoby jeszcze zaprezentować przykładową implementację omawianej funkcji. Ponieważ – jak napomknąłem wcześniej – doskwierał mi ostatnio jej brak w Javie, więc kod będzie w tym właśnie języku:
Z dokładnością do szczegółów generycznych kolekcji i operacji na stringach, powyższą implementację powinno się dać łatwo przetłumaczyć także na C++.
Sprzętowe odkrycie zeszłego roku – tablety – to wynalazek, którego użyteczność wciąż wymykała się moim zdolnościom poznawczym. Ponieważ jednak staram się zwykle być jak najdalej od negowania czegoś, czego do końca mogę nie rozumieć, chciałem już od dość dawna przyjrzeć się sprawie nieco bliżej. Za bliższe poznanie nie może niestety uchodzić kilkadziesiąt minut raczej bezładnego mazania po ekranie iPada (w obu wersjach), zatem postanowiłem na czas świątecznego weekendu wypożyczyć z pracy inne urządzenie tego rodzaju: Motorolę Xoom. Po kilku dniach korzystania z tego gadżetu sądzę, że już mniej więcej rozumiem zamysł stojący za tego typu sprzętem.
I właśnie tym cennym odkryciem chciałem się dzisiaj podzielić :)
Urządzenia, w których jedyną lub główną metodą interakcji jest ekran dotykowy prezentują interesują wyzwanie w zakresie sterowania i interfejsu użytkownika. Naiwne w rozwiązania zwykle sprawdzają się słabo, czego przykładem może być wydzielenie części ekranu na przyciski kontrolne. Brak skoku oraz fizycznych krawędzi klawiszy sprawia, że stosunkowo łatwo tutaj o pomyłkę i niezamierzone wciśnięcie błędnego klawisza.
Dlatego też ta forma komunikacji użytkownika z urządzeniem wymaga nieco innego podejścia, które wykorzystuje jego mocne punkty i pozwala jakoś żyć z jego słabymi stronami. Można na przykład zauważyć, że palec użytkownika jeżdżący po ekranie (pozwolę sobie pominąć tutaj multitouch :)) przypomina pod wieloma względami kursor myszki i często można z powodzeniem traktować go jako taki. Podstawową różnicą jest brak wykrywalnego ruchu między miejscami interesującymi użytkownika, a co za tym idzie brak również zdarzeń typu hover (mouseover), służących często do wyświetlania podpowiedzi.
Jest więc podobnie, ale inaczej :) Ponieważ nie mażemy palcem po ekranie przez cały czas, interakcja użytkownika z urządzeniem przebiega wyłącznie za pośrednictwem zamierzonych gestów. Częściowo przypominają one kliknięcia lub przeciąganie wykonywane jednoprzyciskową myszą, ale ich wachlarz jest nieco szerszy. Wśród nich mamy bowiem takie gesty jak:
Jak widać, istnieją pewnie nieformalne standardy obsługi poszczególnych gestów w taki sposób, aby interfejs użytkownika był w miarę spójny. Zdaje mi się jednak, że ekrany dotykowe – mimo postulowanej intuicyjności – wciąż mogą niedoświadczonym użytkownikom wydawać się nieco zagadkowe w obsłudze. Spójna obsługa powyższych gestów w aplikacjach pomogłaby oczywiście w eliminacji tego problemu.
Kiedyś wymyślono, że statyczne strony WWW są nieco nudne i że trochę bardziej zaawansowanej logiki mogłoby dodać im funkcjonalności. Powstał więc język JavaScript, który po pewnym czasie (gdy minął okres wykorzystywania go do animowanych zegarków, spadających płatków śniegu i innych niepoważnych zastosowań) znacząco zyskał na funkcjonalności. Dorobił się między innymi możliwości wysyłania dodatkowych żądań HTTP, niezależnie od pierwotnego requestu, wczytującego całą stronę.
Technika ta jest znana jako AJAX, czyli Asynchronous Javascript And XML. Ten łatwo wpadający w oko akronim jest notabene jednym z najbardziej nietrafnych, jakie da się znaleźć w całej szerokiej domenie informatyki. Jest tak dlatego, gdyż żądania HTTP wysyłane ze skryptów strony WWW:
Ważna jest tu zwłaszcza uwaga ostatnia. Chociaż API do wysyłania żądań HTTP składa się z klasy o nazwie XMLHTTPRequest
, to w istocie nie ma obowiązku korzystania z wbudowanego w nią parsera XML. Równie dobrze potrafi ona zwrócić odpowiedź serwera HTTP w postaci tekstowej, którą możemy potem przetworzyć ręcznie. W praktyce chyba najbardziej popularnym formatem zwrotnym dla zapytań AJAX-owych jest opisywany już przeze mnie JSON.
Oczywiście, nikt przy zdrowych zmysłach nie pisze samodzielnie kodu do owego “przetwarzania ręcznego” odpowiedzi z serwera. Zarówno ten końcowy etap, jak i samo wysyłanie żądania zostało bowiem opakowane w kilka użytecznych frameworków. Jednym z nich jest choćby jQuery, który poza ukrywaniem zbędnych szczegółów AJAX-u posiada też mnóstwo innych przydatnych funkcji ogólnego przeznaczenia.
Do czego może przydać się możliwość łączenia się z serwerem HTTP z poziomu Javascript? Żeby znaleźć odpowiedź, wystarczy dobrze przyjrzeć się właściwie dowolnej bardziej skomplikowanej stronie internetowej..Prawie na pewno znajdziemy na niej mechanizmy, które w tle pobierają dodatkowe dane z macierzystego serwera lub wysyłają doń jakieś informacje. Dzięki temu mogą one realizować takie funkcje jak:
Jeszcze sześć, siedem lat temu sprawa była jasna: komputer to takie dużo pudełko stojące pod biurkiem, a także dołączony do niego (niezbyt wtedy duży) monitor oraz klawiatura i myszka. Laptopy wciąż nie były specjalnie powszechne (a przynajmniej nie w Polsce), telefony komórkowe nadal służyły głównie do dzwonienia i SMS-owania, a słowo ‘tablet’ kojarzyło się niemal wyłącznie ze specjalistycznym sprzętem dla grafików.
Od tamtych czasów (wcale nie takich “starych i dobrych”, swoją drogą) zmieniło się jednak bardzo wiele, jeśli chodzi o bogactwo form i rodzajów zaawansowanych urządzeń elektronicznych zbliżonych do komputerów. Okazało się też, że tradycyjne komputery biurkowe to tylko jedna opcji do wyboru i to nawet niekoniecznie główna i preferowana. Krótko mówiąc poczciwe blaszaki przestały być niezastąpione.
Od tego momentu rozpoczął się proces różnicowania urządzeń wciąż nazywanych mniej lub bardziej potocznie komputerami, jak również pojawiania się takich, które dopiero na drugi rzut oka zdają się zasługiwać na to miano. Oprócz aż nazbyt już oczywistych laptopów czy netbooków, a także coraz bardziej popularnych, ale wciąż wątpliwie użytecznych tabletów mamy też nieco bardziej egzotyczne i wyspecjalizowane wynalazki. Interesującą opcją są chociażby e-czytniki, powoli acz nieprzerwanie zmieniające sposób czytania książek, bez wątpienia przyczyniając się zresztą do wzrostu czytelnictwa.
Częstym zarzutem wobec tego rodzaju komputeropodobnych wyrobów jest to, że służą one jedynie do “konsumpcji contentu” (czyli głównie mediów), natomiast domena twórcza zarezerwowana jest wciąż dla pecetów. Wydaje się to przynajmniej częściowo trafioną tezą, jednak powoli i to zaczyna się zmieniać. Powstają nawet takie urządzenia, których twórcze możliwości bardzo ciężko byłoby imitować zwykłym komputerom – jak chociażby swego rodzaju elektroniczna wersja kartki papieru.
Prawdopodobnie najciekawszym aspektem tych przemian form komputerowej elektroniki jest fakt, iż – o ile tylko długoterminowa pamięć nie zawodzi mnie zupełnie – były one w całkiem znaczącym stopniu przewidziane. Szczegóły naturalnie się nie zgadzają, gdyż na początku stulecia modne były raczej prognozy, że urządzenia elektroniczne staną się chociaż w pewnym wymiarze częścią garderoby. Świetnym przykładem są różne “magiczne” funkcje okularów w wielu filmach akcji – jak choćby w początkowej sekwencji Mission Impossible II (rok 2000).
To się oczywiście nie sprawdziło… w powszechnym użyciu (bo prototypy naturalnie są). Myślę jednak, że przy obecnym kierunku ewolucji sprzętu możemy spodziewać się przynajmniej równie efektownych gadżetów w niezbyt odległej przyszłości. Jak zwykle okaże się, iż nie mieliśmy bladego pojęcia, do czego coś może się przydać, dopóki ktoś tego czegoś nie stworzy :)
W odpowiedzi na rosnące społeczne zapotrzebowanie (ta, jasne ;]) i trudny do zignorowania potencjał tzw. social medias, poczułem się w obowiązku włączenia w ten wciąż dziwny dla mnie, ale będący niewątpliwie rzeczywistością trend. Tak więc oto postanowiłem “uspołecznić” bloga, tworząc mu stronę na Facebooku i dodając wspaniałe przyciski Like! tu i ówdzie…
Cóż, trzeba iść z duchem czasu – w końcu to już dokładnie 500 postów :-)
Odkryłem niedawno bardzo ciekawy projekt o nazwie jQuery Mobile. Jego założeniem jest uproszczenie procesu tworzenia aplikacji na różne platformy mobilne poprzez dostarczenie odpowiednio przenośnego frameworka webowego. Powstałe przy jego pomocy “aplikacje” (a tak naprawdę odpowiednio spreparowane strony) mają wyglądać i działać tak samo na większości przenośnych urządzeń takich jak smartphone‘y i tablety.
Całkiem interesujące, prawda? Jeszcze ciekawsze jest to, że mimo bycia wciąż w stadium alpha (wersję alpha 4 wydano parę dni temu) całość działa już bardzo dobrze i rzeczywiście spełnia większość swoich obietnic. Oczywiście nie każdemu może uśmiechać się “programowanie w HTML” (;D), ale tutaj jest ono dość ładnie zorganizowane w warstwę interfejsu (odpowiednio spreparowane tagi HTML) i logiki (kod JavaScript wykorzystujący jQuery). Ta pierwsza pozwala między innymi na umieszczanie kilku stron w jednym pliku i efektowne przełączanie miedzy nimi:
Przejścia pomiędzy stronami nieźle imitują natywny UI platform mobilnych, gdyż są zrealizowane przy pomocy javascriptowych animacji zaimplementowanych w jQuery. Co więcej, jak widać powyżej odnośniki mogą być zwykłymi linkami (<a>
). Czego zaś nie widać to to, że przy okazji przechodzenia między stronami historia przeglądarki – a więc chociażby przyciski Wstecz i Dalej – działa zgodnie z przewidywaniami i “nie psuje” zachowania aplikacji.
Naturalnie samo przełączanie stron to nie wszystko, bo wypadałoby przecież coś na nich pokazać :) Tutaj jQuery Mobile też prezentuje się dobrze, bo niejako automagicznie dba o odpowiedni wygląd elementów aplikacji poprzez stosowanie wbudowanego zestawu “mobilnych” stylów CSS. Zmieniają one wygląd tekstu, linków oraz pól formularzy na taki, który dobrze udaje kontrolki natywnego interfejsu. No, a przynajmniej może uchodzić za takowy w przypadku urządzeń pracujących pod kontrolą iOS-a, bo właśnie do interfejsu tego systemu aplikacje jQuery Mobile są najbardziej podobne.
Niemniej także na innych platformach (chociażby Androidzie) rezultat zastosowania tego frameworka jest więcej niż zadowalający. Wydaje mi się aczkolwiek, że podobne rozwiązania chwilowo wyprzedzają jeszcze trochę swój czas. Ich podstawowym mankamentem jest brak sensownych dojść z przeglądarki internetowej do większości ciekawych podsystemów urządzeń mobilnych, takich chociażby jak kamera; póki co dostępne są chyba tylko usługi lokalizacyjne. Nie da się więc w ten sposób tworzyć skomplikowanych aplikacji, korzystających ze sprzętu czy bardziej zaawansowanych funkcjonalności systemu.
Jeśli jednak chodzi o proste rozwiązania oparte na tekście, obrazkach i formularzach – a więc jako szeroko pojęte front-endy do zdalnych repozytoriów z danymi – to jQuery Mobile może być dobrą alternatywą dla mozolnego portowania aplikacji między różnymi platformami. Podobnie zresztą rzecz ma się z mobilnymi wersjami zwykłych stron internetowych.